1
wrzesień, 1996 rok
Ayana O'Connell szła szybkim
krokiem, szukając przedziału, w którym siedział Draco. To on
zawsze pierwszy przybywał na pociąg, bo powtarzał, że chce
uwolnić się od swojej rodziny. Ayana nigdy tego nie rozumiała. Ona
mogłaby oddać wszystko, byleby jej matka wciąż żyła. Ojciec był
wspaniały, jednak nie potrafił całkowicie zastąpić jej
rodzicielki.
Rudowłosa dziewczyna zmieniła
się nieco od swojego pierwszego roku w szkole. Włosy miała
krótsze, teraz sięgały tylko do ramion, urosła nieco, choć wciąż
dużo brakowało jej do wyglądu modelki. Charakter miała nadal taki
sam. Nieco zbyt porywcza, czasami denerwowała Dracona swoim
entuzjazmem. Z blondwłosym zaprzyjaźniła się już w drugim dniu
podczas pierwszego roku. Być może połączyło ich to, że rodzice
obojga byli śmierciożercami (choć żadne z nich nie rozmawiało o
tym prawie nigdy, jedynie wtedy, gdy ojciec Dracona trafił w
poprzednim roku do Azkabanu). Lubiła też Pansy, chociaż ta z roku
na rok stawała się coraz bardziej złośliwa. Ashoka, choć dostała
się do Ravenclawu, nadal pozostała jej przyjaciółką. Tylko
czasami rudowłosej przeszkadzało nieustanne paplanie blondwłosej
przyjaciółki o nauce.
- Ayana!
Pansy szła wolnym krokiem w jej
stronę, a długie, brązowe włosy unosiły się za nią jak welon.
Przybliżyła się do niej i, jak to miała w zwyczaju, zaczęła
swój długi wywód.
- Nareszcie
jedziemy do szkoły. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak moja matka mi
dopiekła. Wiesz co powiedziała? Że mam tylko szesnaście lat i
nie mogę decydować jeszcze samodzielnie o swoim życiu. Rozumiesz?
A ja poprosiłam ją jedynie o wolny wieczór. Jednak okazało się,
że przyjechała jakaś ciotka, więc musiałam zostać w domu.
Oczywiście zaczęłam się z nią kłócić, ale przecież wiesz,
jaka ona jest. Zaczęła się gadka o tym, że jestem dzieckiem i
nie mogę decydować jeszcze o swoim życiu. I tak dalej, i tak
dalej.
Dotarły do przedziału, w
którym siedział już Draco. Wniosły swoje walizki. Pansy już
włożyła swoje na półkę bagażową i spojrzała zdziwiona na
Ayanę, która stała spokojnie i patrzyła na Dracona, opierając
dłonie na biodrach i tupiąc nogą. Malfoy nie reagował, więc
chrząknęła, próbując zwrócić na siebie uwagę. Blondwłosy
odwrócił się w jej stronę i przybrał na twarz zdziwioną minę.
- O
co chodzi? - zapytał znudzonym tonem.
- Czy
ty nie jesteś mężczyzną? Chyba powinieneś pomóc nam, a
przynajmniej mi, w dźwiganiu tych walizek. Nie sądzisz?
Uniósł lewą brew i przywołał
na twarz ironiczny uśmieszek. Jednak Ayana wciąż stała w miejscu
i tupała nogą, więc westchnął i wstał z miejsca. Załadował
wszystkie jej bagaże i zwrócił się do Ayany.
- Zadowolona?
- zapytał.
- Jasne.
- powiedziała i uśmiechnęła się lekko.
Usiedli na swoich miejscach.
Ayana wyciągnęła ze swojej torby podręcznik i zaczęła go
studiować. Draco przez chwilę przyglądał się jej, po czym
zapytał:
- Co
ty robisz?
Dziewczyna zwróciła się do
niego.
- Niedawno
Harriet powiedziała, że na szóstym roku jest jeszcze więcej
nauki niż na piątym. A poza tym, zamierzam douczyć się Obrony
przed czarną magią. Chyba wiesz, w jakich czasach żyjemy. -
odpowiedziała, a przy ostatnim zdaniu na twarz wpełzł jej cień
smutku. Spojrzała porozumiewawczo na Draco.
Chłopak kiwnął tylko głową,
podczas gdy Pansy już wdała się w zażartą dyskusję z Ayaną.
***
Ashoka Craig była czarodziejem
o brudnej krwi. Jej rodzice byli mugolami. Dziewczyna już pierwszego
dnia poznała Ayanę O'Connell, czarownicę półkrwi. Podczas, gdy
Ashoka została przydzielona do Krukonów, Ayana zagłębiła się w
świat Ślizgonów. Ayana po paru miesiącach stała się osobą
bardziej odważną, potrafiła poradzić sobie w każdej sytuacji.
Natomiast nieśmiała Ashoka nie zmieniła się ani trochę. Wciąż
przypominała dawną siebie. Onieśmielało ją towarzystwo osób,
których nie znała. Dlatego też trzymała się swoich przyjaciół.
Pearl Montgomery, z którą poznała się parę dni po przyjeździe
do Hogwartu, była jej drugim przyjacielem.
O ile Ashoka nie mogła
poszczycić się przebojowym charakterem, na pewno wynagradzała to
jej uroda. Długie blond włosy i błękitne oczy były jej plusem, a
także znakiem rozpoznawczym.
Panna Craig powszechnie uważana
była za kujonkę, jednak nie mogła równać się z Hermioną
Granger, która, w związku ze swoją wszechstronną wiedzą,
powinna, a raczej musiała dostać się do Ravenclawu. Jednak Tiara
wysłała ją do Gryffindoru, czemu nie mogli nadziwić się inni
uczniowie. Notabene, przecież wszyscy najlepsi czarodzieje od
wieków trafiali do domu Kruka. Podczas gdy Granger olśniewała
swoją wiedzą, zdobywając dodatkowe punkty dla Gryfonów, w domu
Kruka Ashoka starała się wypadać jak najlepiej na wszystkich
przedmiotach. Nie szło jej jedynie zielarstwo, czemu trudno się
dziwić. Dziewczyna już na pierwszej lekcji ugryziona została przez
jakąś roślinę (nie pamiętała nawet jej nazwy), co zrodziło jej
awersję do zielarstwa. Obrona przed czarną magią nie szła jej
najgorzej, jednak na SUM-ach dostała z niej jedynie zadowalający,
więc wiedziała, że nie będzie miała szansy uczyć się jej na
szóstym roku. O zielarstwie nawet nie myślała, mimo zadowalającego
(który, nawiasem mówiąc, nie wiedziała, jakim cudem zdobyła). Z
ulgą w sercu pożegnała się z trującymi roślinami.
Siedząc teraz na swoim miejscu
w pociągu, Ashoka rozmawiała z Pearl Montgomery. Była to
dziewczyna o długich, czarnych włosach i oczach w kolorze ciemnej
zieleni. Charakterem pasowała raczej do Ślizgonów, a nie do
Hufflepuffu, gdzie przydzieliła ją Tiara. Na jej bladej twarzy
prawie zawsze widniał mocny makijaż, nosiła czarne ubrania, a do
tego miała zadziorny charakter. Uwielbiała być w centrum uwagi,
sprzeczała się z nauczycielami. Odważna, stawała w obronie
Ashoki, nieraz nazywanej przez Ślizgonów szlamą. Jednak prawie
nikt nie wiedział, kim była naprawdę. Skrywała sekret, który nie
mógł ujrzeć światła dziennego. Nie ufała drugiej przyjaciółce
Ash, Ayanie. Według jej przekonania, Ślizgoni nie zasłużyli na
choćby najmniejszą sympatię ze strony innych domów.
- A
na przyjęciu podawali pieczone jednorożce. - powiedziała Pearl.
Ashoka odwróciła się
zdezorientowana do przyjaciółki.
- Że
co?
Pearl spojrzała na nią z
wyrzutem.
- W
ogóle mnie nie słuchasz. Opowiadałam ci o przyjęciu, na którym
spotkałam Jonathana Craven'a. Mojego byłego. - powiedziała
chłodno.
- Przepraszam.
Zamyśliłam się. - odpowiedziała Ashoka, kierując twarz ku
szybie.
Pearl pokręciła tylko głową.
Przez chwilę obie milczały.
- Opowiesz
o tym przyjęciu? - zapytała w końcu cicho Ashoka.
Czarnowłosa milczała przez
chwilę, po czym zamknęła oczy, przywołując do siebie wspomnienia
z tamtego wieczoru.
25
lipiec
Wchodząc na przyjęcie u
swojej babki, Pearl czuła się nieswojo. Czuła, że pod materiałem
krótkiej, czerwonej sukni serce łomocze jej bardzo szybko.
Nienawidziła uroczystości, na których pojawiała się tylko z
przymusu. Na przyjście do babki została namówiona (a raczej
zmuszona) przez starszego brata, Patric'a, który martwił się o
siostrę. Jej zachowanie budziło w nim pewne podejrzenia, którymi
natychmiast podzielił się z rodzicami. A ci natychmiast przyłączyli
się do zmuszania córki do przyjęcia. Nikogo nie obchodziło, że
ona nie ma najmniejszej ochoty użerać się ze wszystkimi ludźmi,
którzy wypytują o jej wyniki w nauce, albo o życie osobiste (co
najczęściej było przykrym doświadczeniem). Poszła więc na to
przyjęcie.
Stojąc blisko kieliszków z
szampanem, rozglądała się po całej sali. Chciała pogadać z
kimś, kto również się nudzi, bądź także został zmuszony do
zabawy. Jednak wszędzie kręciły się zadowolone czarownice,
trzymając swoich chłopaków za rękę. W kątach wprawdzie czaiło
się parę samotnych osób, jednak każdego, kto do nich podchodził,
odprawiały z kwitkiem.
Pearl stała więc przy
ścianie, popijając powoli szampana. Przyzwyczaiła się do swojej
samotności, więc niemal podskoczyła usłyszawszy tajemniczy głos,
który często prześladował ją w najczarniejszych snach.
- Pearl - głos zwrócił się
do niej niemal z rozbawieniem.
Dziewczyna odwróciła się
do przybysza, modląc się, by nie był to On. Jednak szczęście jej
nie sprzyjało.
- Minęło dużo czasu -
powiedział Jonathan Craven.
W jego czarnych,
demonicznych oczach czaiło się rozbawienie. Brązowe włosy były
jak zwykle idealnie ułożone. Dość jasna skóra przerażała
jeszcze bardziej niż czarne tęczówki. Ciemne cienie pod oczami
były nieodłączną częścią twarzy chłopaka. Wysoki, przewyższał
Pearl o głowę. To był jej były chłopak.
- Tak - wyszeptała
zachrypniętym głosem.
Uczucia, jakie żywiła do
Jonathana, były dziwne i kontrastowe. Mimo zerwania, nadal go
kochała, ale jednocześnie nienawidziła za krzywdy, które jej
wyrządził.
- Co tutaj robisz? - zapytała
natarczywym głosem, w którym skrywała się lekka nuta paniki.
Uśmiechnął się
diabolicznie.
- Twoja matka mnie zaprosiła.
- powiedział.
Pearl zamarła. Jej matka
wprawdzie wiedziała, że nie spotyka się już z Jonathanem, ale od
dawna chciała naprawić ten związek. Jonathan jej w tym nie
przeszkadzał, nawet świetnie się bawił, gdy dostawał zaproszenia
do ich domu. Pearl czasami żałowała, że nie wyznała matce, jakim
człowiekiem był młody Craven.
- Dlaczego taki jesteś? -
zapytała słabym głosem.
Zbliżył się do niej i
pochylił, dotykając twarzą jej włosów.
- Bo cię kocham. - wyszeptał
jej do ucha.
Zamrugała z niedowierzaniem.
Kocha? Jaka to miłość? Czy zakochany chłopak nie powinien dbać o
dziewczynę? On tego nie robił. Przerażał ją, mówiąc dziwne,
przerażające rzeczy.
- Odejdź. - szepnęła
panicznym głosem.
Chciała, by odszedł. Żeby
dał jej spokój. Ogarniało ją przerażenie, kiedy stał w pobliżu.
Bała się, że zrobi coś nieprzewidywalnego.
- Najpierw porozmawiamy. -
szepnął.
Chwycił ją za rękę. Jego
dłoń była lodowata, jakby już nie żył. Pearl przeszył dreszcz,
jednak nie wyrwała swoich palców z jego zimnego uścisku. Nie
chciała wzbudzać żadnych podejrzeń. Jonathan wyprowadził ją z
posiadłości. Stanęli w ogrodzie, który oświecany był
księżycowym światłem.
- Czego chcesz? - zapytała
Pearl, zwracając się twarzą do niego.
Podszedł do niej i chwycił
mocno jej nadgarstki. Przyciągnął dziewczynę do siebie, po czym
powiedział rozbawionym głosem:
- Ciebie.
Wyrwała się z jego zimnego
uścisku i oddaliła o parę kroków. Zaczęła cofać się do
posiadłości.
- Jestem nienormalny. -
wychrypiała zdławionym głosem.
Roześmiał się głośno.
Dziewczyna wykorzystała ten moment nieuwagi i popędziła na salę.
Zanim otworzyła drzwi, usłyszała głos Jonathana.
- Jeszcze będziesz moja. -
powiedział.
Pearl odwróciła się, lecz
zobaczyła jedynie pusty ogród. Jonathan zniknął. Tak jakby wcale
nie pojawił się na przyjęciu. Dziewczyna wróciła na salę
roztrzęsiona.
Pearl wróciła do
rzeczywistości. Wróciwszy na salę, odnalazła brata i spędziła z
nim resztę wieczoru. Nie chciała być sama po ostatnich
wydarzeniach.
- Opowiesz? - nieśmiały głos
Ashoki wyrwał ją z rozmyślań.
Czarnowłosa pokręciła powoli
głową. Przeszła jej ochota na opowiadanie o przyjęciu. Wcześniej
uważała za wspaniały pomysł to, by wyznać wszystko blondwłosej.
Jednak po głębszych rozmyślaniach stwierdziła, że przyjaciółka
będzie się zbyt mocno martwić.
- Po prostu spotkałam Jonathana.
- powiedziała.
Ashoka przygryzła wargę.
Wyczuła wahanie dziewczyny.
- Nie musisz opowiadać, jeśli
nie chcesz. To twoja sprawa. - szepnęła.
Pearl kiwnęła głową,
wdzięczna za słowa przyjaciółki.
- A co u ciebie? - zapytała.
***
Ayana siedziała w swoim
przedziale, wyglądając za okno. Było już dość ciemno. Pansy
rozmawiała z Draconem i Blaise'em, który zjawił się tuż po ich
wcześniejszej rozmowie. Nie skupiała się na słowach przyjaciół,
lecz myślała o tym, co przytrafiło się jej podczas wakacji. Nie,
to nie są odpowiednie słowa. Można by powiedzieć, że przeżyła
najgorsze chwile w swoim życiu. A zaczęło się od pewnej rozmowy.
Ayana schodziła właśnie po
schodach, gdy zauważyła ojca siedzącego na kanapie i
rozmawiającego z Harriet. Dziewczyna nigdy nie nazywała jej
inaczej. Zwracała się do niej po imieniu, nic innego nie przypadało
jej do gustu. Nie potrafiła mówić do niej per ''macocha'' (co
zresztą brzmiało zbyt grubiańsko), a o nazywaniu jej matką nawet
nie myślała. Żonie jej ojca odpowiadało to zresztą, więc Ayana
nie musiała trudzić się wymyślaniem jakiegoś właściwego
rzeczownika.
Dziewczyna podeszła do
dorosłych, siedzących na kremowej kanapie. Tuż obok ogień wesoło
skakał w kominku.
Harriet wstała szybko i
wyszła z pokoju. Rudowłosa przez chwilę patrzyła na nią
zdezorientowana, po czym rzuciła zdumione spojrzenie ojcu. Ten
gestem poprosił ją, by usiadła. Zrobiła to i wbiła w niego
wzrok.
- Co się stało? Dlaczego
Harriet tak wybiegła? - zapytała.
- Mamy problem. - powiedział,
kierując ku niej smutny wzrok.
Patrzyli na siebie przez
chwilę.
- To znaczy? - zapytała
drżącym głosem, przeczuwając, że ten problem
ma związek z nią.
Ojciec wstał i podszedł do
okna.
- Czarny Pan wysłał do
Hogwartu dwóch popleczników. Prawie żaden ze śmierciożerców o
tym nie wie, jednak ja znam plany, które wiąże z nimi. Zapewne
znasz jednego z nich. Przyjaźnisz się z Draconem Malfoy'em,
prawda? - zwrócił się ku niej.
Kiwnęła głową.
- To on, tak? To jego wysłał
Czarny Pan? - zapytała cicho.
Ojciec podszedł do niej i
usiadł na kanapie, po czym powiedział:
- To on.
Dziewczyna wprawdzie
spodziewała się tego, ale to wcale nie sprawiło, że teraz poczuła
się lepiej.
- Nie mogę w to uwierzyć. -
wyszeptała.
Andrew spojrzał na nią,
zastanawiając się, czy przekazać jej dalsze wiadomości. Jednak
musiał to zrobić.
- Ale tu nie chodzi tylko o
niego. - powiedział.
Na twarzy Ayany pojawił się
teraz wyraz lekkiego strachu. Patrzyła z niepokojem na ojca.
- Musisz zostać
śmierciożercą.
Ayana powróciła do
rzeczywistości i spojrzała na Draco, który właśnie kłócił się
z Pansy. Oboje pochodzili z rodzin śmierciożerców, więc
wiedzieli, że pisane im jest to same przeznaczenie. Jednak
dziewczyna nie myślała, że stanie się to tak szybko. Jej samej
ojciec później wyznał, że dopiero po ukończeniu szkoły miała
wstąpić w szeregi Czarnego Pana. Zresztą nie była dla niego zbyt
ważna. Co tak potężny czarodziej, mając przy sobie dorosłych,
doświadczonych śmierciożerców, miał zrobić z uczennicą? Gdyby
wykazała się większymi umiejętnościami, pewnie stałaby się dla
niego choć trochę ważna.
Wszystko jednak się zmieniło,
kiedy Czarny Pan postanowił wysłać na misję Draco. Podobno ten
drugi śmierciożerca (nawet go nie znała) działał w szkole już
od roku. Natomiast blondwłosemu została wyznaczona pewna misja
stosunkowo niedawno. A Ayana miała mu w tej misji pomagać. I robić
wszystko, by powierzone mu zadanie zostało wypełnione (czyli
odganiać uczniów, którzy zaczęliby coś podejrzewać).
Draco został powiadomiony.
Jednak o tym, że to Ayana ma mu pomagać, dowiedział się dwa
tygodnie temu. Dziewczyna miała już wtedy na lewym przedramieniu
Mroczny Znak, tak samo jak Draco. Można by powiedzieć, że
połączyła ich następna rzecz.
Wcześniej rozmawiali wspólnej
misji przez listy, a dzięki temu ustalili, że przyjaciołom
powiedzą wszystko w przedziale. Na początku Draco upierał się, że
lepiej będzie zachować to dla siebie. Po silnych sugestiach
dziewczyny (i solidnym przyrzeczeniu, że w takim razie nie będzie
pomagała chłopakowi w zaliczeniu wypracowań z obrony),
postanowili, że przyjaciele muszą się dowiedzieć. Ale na razie
się na to nie zanosiło. Draco zdawał się zupełnie zapomnieć o
rozmowie, którą mieli przeprowadzić.
Przesiadł się bliżej chłopaka
i szturchnęła go w ramię. Gdy na nią spojrzał, rzuciła mu
porozumiewawcze spojrzenie, wskazując na swoje lewe przedramię.
Miała nadzieję, że Draco zrozumie tę aluzję. Na szczęście od
razu spojrzał na nią i kiwnął niechętnie głową. Oboje
spojrzeli na przyjaciół, którzy właśnie o czymś rozmawiali.
Ayana odchrząknęła, po czym oznajmiła:
- Musimy wam o czymś powiedzieć.
***
Przepraszam, że rozdział pojawił się tak późno, ale wcześniej nie miałam czasu. Cały tydzień miałam usłany sprawdzianami, a w dodatku uczę się jeszcze na konkurs matematyczno - przyrodniczy. Jeszcze raz przepraszam.
Co do samego rozdziału, to nie jestem całkowicie zadowolona z końcówki. To miało wyjść zupełnie inaczej. Ayana od początku miała zostać śmierciożercą. Doskonale zdaję sobie sprawę, że to wielu osobom może się nie spodobać. Jednak to moje opowiadanie.
Wprowadziłam już paru nowych bohaterów. Reszta pojawi się w dalszych rozdziałach. Wiem, że wielu rzeczy możecie nie zrozumieć, ale obiecuję, że wszystko zostanie wyjaśnione w dalszych rozdziałach.
Pozdrawiam.
Czytając prolog myślałam, że zamierzasz opisywać całą historię począwszy od pierwszego roku, ale jednak nie :) Kiedyś próbowałam to zrobić, ale nie wyszło mi, ponieważ trudno wcielić się w 11-latkę (inny tok myślenia itp.^^)
OdpowiedzUsuńMasz przyjemny styl pisania, łatwo i szybko się go czyta, dlatego prosiłabym żebyś powiadamiała mnie o nowych rozdziałach. Z góry dziękuję ;)
Pozdrawiam.
[prawdziwy-diament.blogspot.com/]
Daję Ci ogromnego plusa za Ślizgonów. Zwłaszcza za Dracona. Nie jest tajemnicą, że go uwielbiam (w końcu mam dwa blogi o nim i tylko o nim ;p). Drugiego plusa dostajesz za to, że Pansy mimo swojej wredności, jest jednak dość sympatyczną (choć odrobinę pustą) osóbką. Mimo wszystko bardzo ją lubię.
OdpowiedzUsuńWidzę, że to będzie jednak opowiadanie z kategorii tych "mroczniejszych". A przynajmniej mam taką nadzieję. Ostatnio pałam ogromną miłością do tematów okołośmierciożerskich, dlatego idealnie wpasowałaś się w moje gusta. Zwłaszcza że Draco ma być jednym z głównych bohaterów.
Cóż, pozostaje czekać na następny rozdział. Mam nadzieję, że uda Ci się kiedyś wysupłać chwilkę, żeby go dokończyć, ale doskonale zdaję sobie sprawę, jak to jest przed świętami z wolnym czasem. Sama mam ten sam problem.
Pozdrawiam.